Nie wyrażam zgody na kopiowanie i przetwarzanie moich zdjęć oraz umieszczanie ich na innych stronach bez mojej wiedzy i przyzwolenia.
Zapraszam wszystkich do czytania, każdy znajdzie tu coś dla siebie. Herrbata pisze na wiele tematów, a jej "PORADY HERRBATY" to blog o włosach, zdrowiu i urodzie! Znajdziesz tu wpisy o tym jak dbać o włosy, zdrowo się odżywiać i pielęgnować piękno :) Zapraszam!

Obserwatorzy

Kupujemy prostownicę!


Każda prawdziwa Włosomaniaczka wie, że prostownica to najgorsze zło, które niszczy i przesusza włosy. Jednak wiele kobiet, które ma niesforne pasma, nie może się bez niej obyć. Sprzęt ten można kupić już od 30 zł, sklepowe półki uginają się - nic, tylko brać!
Żeby wybrać odpowiednią dla siebie prostownicę, trzeba jednak wiedzieć, co decyduje o jej jakości.
Dobra prostownica wyprostuje włosy w kilka minut, dodatkowo ochroni je przed działaniem wysokiej temperatury i nie pozwoli się poparzyć. Odpowiedni zakup prostownicy pomoże nam się cieszyć pięknymi włosami na dłużej!

Hairburst - włosy rosną na potęgę


Przez cały grudzień miałam możliwość testowania tabletek na porost włosów HAIRBURST. Trzy tygodnie temu zakończyłam przyjmowanie preparatu i zaczęłam przyglądać się efektom.
Ponieważ tabletki są dość drogie, wiele dziewczyn szuka recenzji suplementu w sieci. W internecie aż huczy od pozytywnych opinii na temat tego produktu, ale jak to jest naprawdę?
Niestety Polki dopiero poznają Hairburst i niewiele notek znajdziemy w naszym języku, dlatego tym bardziej zapraszam Was do przeczytania mojego artykułu.


Na początek przyjrzyjmy się składnikom zawartym w tym wyjątkowym suplemencie. To pomoże zrozumieć, co czyni go takim wspaniałym ;)

SKŁADNIKI:

Hairburst pobudza wzrost włosów
Biotyna wspomaga procesy powstawania keratyny, prowadzi do zdrowego wzrostu włosów, jednocześnie poprawiając ich stan.
MSM (metylosulfonylometan) jest bazą dla budowy kolagenu i keratyny. Wydłuża fazę wzrostu włosów, co w efekcie oznacza dłuższe pasma. 
Kolagen to rodzaj białka, które pomaga walczyć z suchymi i łamliwymi włosami.
BCAA (aminokwasy) dostarczają energii i służą jako źródło paliwa dla komórek słuchowych, a także mięśni szkieletowych.
Krzemionka może zapobiec przerzedzeniu włosów, przywraca ich witalność.

Hairburst to zdrowy skalp i zdrowe włosy
Selen pomaga w walce z łupieżem i zapobiega przesuszeniu skóry głowy.
Cynk Włos powstaje dzięki aminokwasom. Cynk jest rodzajem „katalizatora” i „kontrolera”, ponieważ kontroluje on metabolizm aminokwasów, czyli wpływa bezpośrednio na tworzenie się keratyny, wpływa również na wchłanianie witaminy A, a także reguluje pracę gruczołów łojowych. Oprócz tego cynk pełni jeszcze jedną ważną funkcję: chroni komórki organizmu przed wolnymi rodnikami, a także odmładza układ immunologiczny.
Kwas hialuronowy odżywia i nawilża głębokie warstwy skóry głowy. Rezultatem są zdrowe lśniące włosy i dobrze nawilżony skalp.
Wapń pomaga zapobiegać wypadaniu włosów.  
Kwas foliowy jest pomocny w utrzymaniu koloru włosów i stymuluje ich wzrost.

Hairburst to dobre źródło wielu witamin
Witaminy z grupy B to są silne przeciwutleniacze. Hairburst zawiera ich mnóstwo; B1, B2, B3, B5, B6 i B12. Wszystkie odgrywają istotną rolę w zdrowym wzrocie włosów. Niedobory tych witamin mogą powodować wypadanie włosów.
Witamina A jest kolejnym silnym przeciwutleniaczem, chroni włosy i skórę głowy przed wysuszeniem.
Witamina C
jest znana z właściwości antyoksydacyjnych. Jeśli nie ma wystarczającej ilości witaminy C włosy się przesuszają i rozdwajają.
Witamina D pozwala przyswajać wapń, odgrywa więc ważną rolę w fazie wzrostu włosów.
Hairburst to składniki naturalne
Większość składników preparatu jest rozpuszczalna w wodzie. Produkt nie zawiera sztucznych barwników i aromatów.


Moja opinia:
Tak naprawdę pierwsze efekty suplementacji zazwyczaj widać dopiero po miesiącu, a najlepsze -dopiero po trzech. Pigułki mają w większości wpływ na te włosy, które wyrastają nam w trakcie ich przyjmowania, dlatego miesiąc testów to trochę mało - aczkolwiek dosyć, alby wyrazić swoje pierwsze odczucia.

W listopadzie straciłam ojca, miałam także nerwówkę z mieszkaniem i czekała mnie przeprowadzka. Stres odbił się echem na mojej czuprynie. Włosy zawsze leciały mi w dużej ilości - ale to co działo się wtedy, to był obłęd. Przy myciu było najgorzej. Któregoś dnia kłaczki zapchały nam odpływ, przez co wanna zaczęła przeciekać w piwnicy. Ale włosy leciały też w ciągu dnia. Kiedy "lekko" pociągałam za kitek, to potrafiłam jednorazowo wyciągnąć po ok 10 sztuk i mogłam tak godzinami... Łysiałam i choć wiedziałam, że winowajcą jest stres, nie mogłam sobie z tym poradzić.


Pod koniec listopada dotarły do mnie tabletki Hairburst i z początkiem grudnia zaczęłam zjadać je, po 2 dziennie. Pierwszy raz (jak nigdy) byłam regularna, bo tylko systematyczność mogła być kluczem do sukcesu. 

Głęboko zdziwiłam się, gdy po tygodniu traciłam już znacznie mniej włosów a wraz z końcem pudełka wszystko wróciło do normy.
Pod koniec grudnia włosy przyspieszyły znacznie swój wzrost. Ścięłam grzywkę 23 grudnia a już 31 była zdecydowanie za długa. Chociaż od 3 tygodni nie biorę już tabletek - włosy wciąż rosną jak szalone.




Starałam się obrobić zdjęcia tak, żeby można było dostrzec różnicę w ich długości. Trzeba się przyjrzeć, ale naprawdę w krótkim czasie przyrost był spory. Ja zauważyłam to zwłaszcza po odrostach i po grzywce. Na drugim zdjęciu włosy jakieś takie niepoczesane ;P Zależało mi jednak na tym, by uchwycić ich długość - nie jakość ;P 

Jestem bardzo zadowolona z tabletek. Hairburst to najlepszy suplement włosowy, jaki miałam możliwość stosować.



Niestety, choć Hairburst wart jest swojej ceny, nie jest "na każdą kieszeń". Pudełko suplementu kosztuje ponad 20 funtów a przecież jednego kupować nie warto.... Można mieć jednak pewność, że po zakończeniu kuracji będzie się zadowolonym :)
Zapraszam Was na stronę produktu, ich fejsa lub Insta. Znajdziecie tam wiele zdjęć potwierdzających działanie tabletek :)

A jak tam Wasze zapuszczanie?
Buziole,



 

Liebster Blog Award

Głównym celem Liebster Blog Award jest odkrywanie nowych blogów, daje możliwość ich rozpowszechnienia. Nominację dostaje się od innego blogera, jako uznanie za dobrze wykonaną robotę.
Bardzo dziękuję za nominację Izabeli z bloga Jaskółcze Ziele. Uwielbiam zabawy tego typu :) Zabieram się więc do odpowiedzi na Jej pytania ;)



1. Książka, która najbardziej zapadła Ci w pamięć?
"Kraina Cieni" Petera Strauba. Pierwsza książka po którą sięgnęłam z własnej woli, w której zatraciłam się bez pamięci :)
2. Gdzie w wymarzoną podróż?
Francja. Mam nadzieję, że kiedyś tam trafię, chociaż na chwilkę.
3. Zdradź swój ulubiony trick kosmetyczny! :)Aktualnie niczym nie zaskoczę. Od jakiegoś czasu praktycznie się nie maluję - choć zawsze tuszuję rzęsy. O trikach kosmetycznych czytam na blogach moich koleżanek makijażystek. Ale przenieśmy się jakieś 20 lat wstecz... Jak byłam mała to "szczotkowałam usta" przez co zawsze wyglądały jak wysmarowane pomadką. Koleżanki zawsze mi zazdrościły malinowych ust :D
4. Co robisz, gdy nie blogujesz?
Pracuję, gram w gry komputerowe, oglądam seriale, podróżuję :)
5. Jaką postacią z bajki byś była?
Mała Mi. Niestety, mam wredny charakter.
6. Co w sobie lubisz najbardziej?
Sama nie wiem, Empatię? Chyba tak. Chociaż czasami to minus.
7. Twoje ulubione kwiaty?
Tulipany :)
8. Kolor ściany w Twojej sypialni to...?Aktualnie nie mamy sypialni i chwilowo nie mieszkamy u siebie... Ale będzie to pewnie jakiś niebieski...
9. Jest z Ciebie nocny marek czy ranny ptaszek?Był nocny marek. Aktualnie kładę się koło 22, ale jak mam wolne wstaję po 10tej ;D
10. Czego nigdy w życiu nie chciałabyś spróbować?
Ja ogólnie boję się próbować, strachliwa jestem ;) Skoki na bungee, ze spadochronu - to nie moja działka. Ale to strach, gdzieś jakaś ciekawość i pragnienie jest. Jeśli miałabym podać to, czego nie chce spróbować... eee morderstwa? ;)
11. Wolny dzień leniwie czy aktywnie?
Ja należę do leniuszków, dlatego chętniej wypoczywam przy telewizorze niż na basenie.

Jeszcze raz dziękuję za nominację. Ja nie typuję nikogo, osoby które zapraszam do zabawy z reguły nie odpowiadają na mój TAG. Jeśli jednak spodobała Wam się zabawa - czujcie się nominowane i odpowiedzcie na pytania Izy :) Do gotowych postów zostawcie linki w komentarzu! Chętnie poczytam!
Buziulkuję Was cieplutko!


Koncentrator - bardzo przydatny gadżet w suszarce



Profesjonalne suszarki różnią się od tradycyjnych i posiadają wiele zalet. Stosowanie ich jest bezpieczne, nie niszczy włosów (urządzenia te suszą, a nie wysuszają!) i świetnie nadają się do codziennej stylizacji naszej fryzury. Suszarki często zaopatrzone są w specjalny osprzęt, do którego wliczają się przede wszystkim różnego rodzaju nasadki. Dzisiaj chciałam opowiedzieć Wam o koncentratorze, jakiś czas temu opisywałam DYFUZOR :)

Koncentrator - wąska końcówka, która skupia źródło ciepłego powietrza na konkretnym odcinku włosów sprawiając, że bardzo szybko wysychają. Koncentrator, podobnie jak dyfuzor, przyda się przy układaniu włosów, chociażby wtedy, gdy będziemy modelować włosy za pomocą okrągłej szczotki. Nasadka nadaje się też, do prostowania pasm. Im węższa będzie szczelina koncentratora, tym precyzyjniej będziemy modelować włosy. Jeśli końcówka jest wąska, mocno ukierunkowany strumień powietrza wygładzi i nabłyszczy włosy. Jeśli jest szeroka, ryzykujemy rozdmuchiwanie włosów dookoła i suszenie ich pod włos (co sprawia, że wyglądają potem niedbale). Koncentrator jest nakładką dostępną w zasadzie we wszelkich, nawet najtańszych modelach suszarek. Był także w zestawie z moim Remingtonem ;)


Uwielbiam ten gadżet i nie wyobrażam sobie bez niego suszenia. Włosy wyglądają znacznie lepiej no i szybciej są suche. Polecam.



Używacie gadżetów "suszarkowych"? a może wolicie naturalne wysychanie włosów i dodatki typu koncentratory czy dyfuzory są Wam zupełnie obce? Czekam na Wasze komentarze!
Buziole





Pestki moreli gorzkiej lekiem na raka?

20 lat temu pochowaliśmy naszą mamę. Zmarła na raka, mając przerzuty nowotworowe niemalże na całym ciele. Chociaż miałam zaledwie 9 lat, pamiętam dobrze jak bardzo cierpiała. Mimo tego, że świat się zmienia, a technologia brnie do przodu - rak dalej zabija na potęgę. Dwa miesiące temu pochowaliśmy tatę. Nowotwór wątroby.

Rak to jedna z najgorszych chorób naszych czasów. Nie ma znaczenia czy człowiek ma genetyczne predyspozycje - dziś zachorować na niego może każdy, choćby ze względu na toksyczne jedzenie, szkodliwe słońce, czy zanieczyszczone powietrze. Nowotwór w wielu przypadkach jest wyrokiem śmierci, czasem wykonywanym natychmiast, czasem odroczonym na dłużej. I nie ma na niego lekarstwa. Chemioterapia i radioterapia nieczęsto przynoszą efekt. Odsuwają skutki, zmniejszają dolegliwości, działając na ogólną kondycję organizmu (bowiem uderzają w komórki zdrowe tak samo, jak w nowotworowe).
Coraz częściej słyszy się o naturalnych, niepotwierdzonych metodach walki z rakiem Jedną z kilku teorii na skuteczne leczenie nowotworu jest spożywanie substancji nazywanej witaminą B17 (amigdaliną lub letrilem). Występuje ona w nasionach wielu owoców, w pestkach moreli, gorzkich migdałów, pigwy oraz wiśni, śliwy, brzoskwini, a nawet w pestkach jabłek. Amigdalina nadaje im charakterystyczny, gorzki smak i aromat.
Działanie letrilu polega na reakcji chemicznej. W zetknięciu z enzymem (betaglukozydaza) obecnym w dużych ilościach w komórkach nowotworowych, rozkłada się na cyjanek i aldehyd benzoesowy. Obie te substancje niszczą komórki rakowe i tylko je! Natomiast w zdrowych komórkach amigdalina zamienia się w glukozę.
Wiele ludzi twierdzi, że jest to prawda. Według nich witamina B17 jest skuteczna i tania, dlatego też szybko stała się problemem dla instytucji farmaceutycznych. Letril jest naturalną substancją, podobnie jak zioła, dlatego też nie można jej opatentować, ani nie można na niej zarobić. Gdyby ludzie dowiedzieli się masowo, że B17 leczy raka, przemysł farmakologiczny poniósłby gigantyczne straty z powodu zaniechania chemioterapii, również skończyły by się przyzwolenia na potężne dotacje do badań i dopłaty do leków. 
Póki co, amigdalina to tajemnicza historia -  pełna niedopowiedzeń, kłamstw i zastraszeń - zamiast prawdziwej, naukowej rozmowy.

Kiedy byłam u siostry w Edynburgu, poczęstowała mnie pestkami gorzkiej moreli. Opowiedziała mi o tym, że stosuje je profilaktycznie, na raka. 2 pestki dziennie. Słuchając o tajemniczej witaminie B17 postanowiłam, że także zacznę je jeść. Przecież w małej ilości nie zaszkodzą - a być może pomogą? Wróciłam do Polski i od razu zamówiłam worek pestek w internetowym sklepie.


Pestki moreli gorzkiej 
Pochodzą z dzikich odmian drzew morelowych. Są bogatym źródłem minerałów, zwłaszcza magnezu. Oprócz witaminy B17 zawierają sporo witamin A, E, B15, B6 i B1 oraz niezbędne dla naszego organizmu kwasy tłuszczowe. Jądra pestek są znane od wieków, w chińskiej medycynie ludowej stosowane przy problemach oddechowych, niestrawności, wysokim ciśnieniu krwi i schorzeniach stawów.
Jak ze wszystkim, tak i z pestkami moreli nie należy przesadzać. Stosując je profilaktycznie, pamiętajmy by nie przekraczać dawki 30 sztuk dziennie. Najlepszą ilością są 3, 4 sztuki. Nadmiar może powodować skutki uboczne, takie jak nudności, zawroty głowy.
Jeśli sceptycznie podchodzisz do zajadania gorzkich pestek - może skusisz się na zjedzenie całego jabłka, wraz z ogryzkiem? Pestki jabłek, również są bogate w amigdalinę :)

Jeśli też chcesz zacząć jeść pestki, pamiętaj o tym, że...
  • pestki muszą być gorzkie, odmiana słodka nie ma pożądanego działania,
  • pestki powinny pochodzić z upraw ekologicznych, w innym przypadku można sobie bardziej zaszkodzić niż pomóc,
  • pestki powinny być przechowywane w odpowiednich warunkach, najlepiej w opakowaniach, w suchym i ciemnym miejscu,
  • nie należy gotować ani parzyć pestek, gdyż tracą wtedy swoje właściwości,
  • nie należy przekraczać dziennej dawki, najlepiej zjadać 4 pestki na dzień, nie przekraczając 30 sztuk dziennie
Warto zauważyć, że wzrost częstotliwości na raka może mieć związek ze zmianami w naszej diecie. Z czasem zostały wyelimoinowane rzeczy, które kiedyś stanowiły podstawę naszego menu, chociażby len, proso czy kasza jaglana. To daje do myślenia.
Co o tym sądzicie?
Pozdrawiam

Uwaga, artykuł może zawierać śladowe ilości orzechów arachidowych!

Nonsensopedia pisze, że informacja "może zawierać śladowe ilości orzechów arachidowych" znajduje się na każdym produkcie spożywczym. O tak, czego nie chwycę może zawierać w sobie fistaszka.
Może zawierać. Tak naprawdę wcale nie jest to pewne. Może, ale nie musi. O co w tym chodzi?
Adnotacja "zawiera śladowe ilości orzechów arachidowych" skierowana jest do osób cierpiących na alergie pokarmowe. Uczuleni na orzechy muszą zwracać uwagę na ich obecność w produkcie, żeby uniknąć ich spożycia.
Nawet niewielka ilość orzechów (ba, nawet otwarcie puszki orzeszków przy alergiku!) może wywołać atak alergiczny, który objawia się natychmiastowymi dusznościami i jeśli nie nastąpi błyskawiczna interwencja pogotowia kończy się śmiercią. Jeszcze kilkanaście lat temu osoby uczulone na fistaszki można było spotkać głównie w Stanach Zjednoczonych i na zachodzie Europy. W Polsce problem ten praktycznie nie istniał. Jednak już pod koniec lat 90. nasi lekarze diagnozowali tyle samo przypadków alergii na orzeszki ziemne co w Wielkiej Brytanii.
Wiemy już, że informacja o obecności orzeszków jest skierowana głównie dla uczulonych, jako ostrzeżenie. Ale skąd się biorą fistaszki we wszystkich produktach?


Skąd orzechy w produktach, gdzie nie powinno ich być?
Nie raz zastanawiałam się, skąd się biorą w produktach te "śladowe ilości". Czy to płatki kukurydziane, czy czekolada - wszystko  może zawierać fistaszki. Ostatnio nawet znalazłam taką informację na opakowaniu kminku i kawy...
Może gdzieś używa się olej z orzeszków to smarowania linii produkcyjnej, czy coś w tym rodzaju? A może łupiny orzecha arachidowego używane są do przeczyszczania pozostałości różych produktów z maszyn oraz taśm produkcyjnych? Nie... to nie tak... 
W wielu halach produkuje się po kilka rodzajów żywności na paru liniach produkcyjnych. Taśmy produkcyjne nie są szczelnie odizolowane od siebie, więc może dojść do zanieczyszczenia. Drobiny tych substancji mogą znajdować się w powietrzu i przedostawać z jednego produktu na drugi. Chociaż nie ma stuprocentowej pewności, trzeba umieścić informacje na opakowaniach o ewentualnej obecności orzechów ziemnych.
To sygnał ostrzegawczy przede wszystkim dla alergików, ale także zabezpieczenie producenta, przed ewentualną odpowiedzialnością.

Więc tak to wygląda :) Przeciętny człowiek nie musi zwracać uwagi na tą informację i nie musi się niczego obawiać.
Pozdrawiam :)


Pocztówka z Edynburga

Kochani,
Trochę mnie nie było... Na Święta wyleciałam do Szkocji, jak wróciłam dopadła mnie choroba, a teraz szykuję się do ślubu (aaa niecałe trzy tygodnie zostały!). Dzisiaj przygotowałam dla Was kilka zdjęć z mojej wycieczki :) Odwiedzałam Edynburg w którym mieszka moja siostra Hania z rodziną. To była pełna wrażeń wycieczka, zwłaszcza że pierwszy raz leciałam samolotem i pierwszy raz byłam na Wyspie. Zapraszam, jest co oglądać :)